poniedziałek, 26 listopada 2007

Z przedszkolnego podwórka


Pytacie jak Olaf radzi sobie w przedszkolu. Można powiedzieć, że jego zachowanie jest sinusoidalne. Raz uśmiecha się, rozkochuje w sobie japońskie przedszkolanki i zjada wielkie porcje lunchu w stylu japońskim, innym razem nie je, płacze i gryzie. Gdyby był kobietą to pewnie byłoby zupełnie normalne.

A za kilka dni robimy sobie ferie. W Polsce. Więc do zobaczenia soon!

poniedziałek, 19 listopada 2007

Pa pa pa w Kyoto

W miniony weekend postanowiliśmy zwiedzić Kyoto.
Kolega Greg pomógł nam zakupić wycieczkę, a o procesie zakupowym postaram sie wspomnieć później, bo warto. Rano wsiedliśmy w Shinkansena (pod koniec wycieczki został przez nas ochrzczony "szynką z serem" - idiotycznie, ale takie poczucie humoru mieliśmy). Z wszystkich atrakcji najbardziej polecam bambusowy gaj, spacer po Gion'e i miejski targ - cudowna mieszanka kolorów, smaków i dźwięków.
Zapodaliśmy sobie na prawdę napięty harmonogram, ale ze względu na Olafa od czasu do czasu robiliśmy przerwy. I tak w połowie soboty relaksowaliśmy się przez kilka minut w sklepie obuwniczym, gdzie Olaf kręcił sie po podłodze i rozciągał mięśnie, skurczone od siedzenia w wózku. Oczywiście w każdym miejscu zjednywał sobie od razu grupę japońskich wielbicielek, co powoli zaczyna nas już męczyć... Siedząc na podłodze w sklepie, gdy ja walczyłam z problemem decyzyjnym, które buty wybrać, nasz synek zaczął świadomie robić "pa pa" rączką do trzech rozanielonych japońskich ekspedientek. http://www.blogger.com/img/gl.link.gif
Podczas tej samej przerwy zauważyłam, że mam już nie tylko wyrżnięte dolne jedynki, ale również pojawia się u góry kieł. I tak w mętliku turystycznych atrakcji na szczęście ważne rzeczy nie umknęły mojej uwadze.

Po długim dniu udaliśmy się na kolację w stylu japońskim, później co po niektórzy do japońskiej łaźni, a późnej na spoczynek na futonach. Ten weekend był w 100% japoński...., po którym miło powrócić do europejskiego stylu życia.

i jeszcze foty

czwartek, 8 listopada 2007

Smultron

Tak nazywa się Olafa grupa w przedszkolu.
Olaf po skończeniu 8 miesięcy stał się na tyle dorosły, by chodzić do przedszkola, no z tym chodzeniem, to przesadziłam. Pewnie każda matka pamięta ten dzień bardzo dobrze. Ja na pewno nie zapomnę.
Wczoraj spakowałam wielką torbę (całkiem niedawno pakowałam torbę do szpitala na poród :)), podpisałam rzeczy i rano zawieźliśmy malucha. Gdy opuszczałam salę był w towarzystwie kilkorga dzieci w różnym wieku, trzymała go japońska przedszkolanka, której niestety nie rozumiałam, długo zapamiętam ten jego wzrok. Na domiar wszystkiego szefowa, z którą omawiałam wszystkie rzeczy zaczęła swój urlop, więc telefonicznie uzgodniłyśmy wszystkie, tak nam sie przynajmniej wydawało, sprawy. Co będzie jadł, z czego będzie pił, czy położą go spać, o lubi, czego nie lubi i do tego ustaliłyśmy, że jak coś goes wrong, wywołają mnie przez megafony ze sklepu IKEA. I wyszłam po angielsku (nigdy nie wiem skąd to porównanie się wzięło, macie pojęcie?). Nie słyszałam żadnego płaczu.

Zjadłam śniadanie, wypiłam spokojnie kawę, spędziłam trzy godziny w ikeowskich powierzchniach i po kilkunastu minutach zapomniałam, że ma dziecko. Chyba nawet nie słuchałam komunikatów. Delektowałam sie czasem, czasem dla siebie.
Gdy weszliśmy odebrać Olafa, leżał w bujaczku, wśród materacyków pełnych wiercących się dzieci, które powinny drzemać, ale które, tak samo jak ja kiedyś, nie znoszą leżakowania. Niepłaczący, melancholijny, skupiony na zabawce, ale radosny gdy nas zobaczył. Oooo, jak miło było go przytulić.

wtorek, 6 listopada 2007

Lepiej

Mamy sie lepiej. chociaż mam wrażenie, że kaszel nie chce nas zostawić w spokoju.
Dwa dni temu zostawiłam swoich chłopaków na cały dzień samych. Radzili sobie bardzo dzielenie. Ja w tym czasie objechałam z ekipa TbN Fuji Mountain. Wycieczka bardzo udana, jak to ujął WiT odświeżająca umysł . Japonia, po wyjechaniu z Tokio, jest pięknym krajem. Kołyszące się pola gryki urzekły mnie bez końca. Szkoda tylko, że ugrzęźliśmy w korku na autostradzie i tęsknie wspominałam niedzielny korek w naszych Jankach. Dla każdego to był udany dzień, a perspektywa powrotu do domu, gdzie czekali mnie moje dwa ukochane chłopaki, tym bardziej miło zakończyła dzień.

A rano...... Olafa pierwszy ząbek przebił się na powierzchnię!

czwartek, 1 listopada 2007

Zasmarkanie...

Niestety dopadło Olafa przeziębienie. Biję się z wyrzutami sumienia i wyciągam wnioski na przyszłość. Od dwóch dni na naszym mieszkaniu zagościł okropny dziecinny kaszel i rozdrażnienie. Nam też się ono udzieliło.
Dziś zmierzyłam sie z japońskim szpitalem. Czytałam o japońskiej służbie zdrowia trochę (tutaj podziękowania dla Marcina Bruczkowskiego, który przygotował mnie na wiele), więc można powiedzieć, że teoretycznie byłam przygotowana. Teoria teorią, ale zmierzenie się tym osobiście jest nie lada przygodą, ale przeszłam wszystkie procedury przyjęcia, ankiety i badanie. Rozbawiło mnie to, że nawet jeśli nie znają angielskiego są przygotowani na informowanie pacjentów - jedna Pani po prostu wyciągnęła spod lady kartkę z napisem - Take a seat, we will call your name. W efekcie wyszłam ze szpitala z diagnozą - Olaf jest przeziębiony - więc moja diagnoza była równie dobra. Dostałam piętnaście torebek z proszkiem. Po przyjęciu pierwszej dawki Olaf śpi jak suseł, a ja trzymam kciuki, aby poczuł się lepiej, bo nic innego nie jest teraz dla mnie tak ważne. Mama ma rację, jak dziecko choruje, zmieniają sie priorytety.