sobota, 27 października 2007

W czasie deszczu dzieci się ... śmieją

Od dwóch dni Tokio płacze. Pada i pada, ale z tego co zdążyłam się zorientować nie czas na porę deszczową, więc cichutko w duchu liczę na zmianę pogody. Dziś mimo deszczu zafundowałyśmy (ostatnio spędzamy czas w gronie dwóch znanych modelek) Olafowi wycieczkę. Cioto planowaną, cioto przesadzoną ;-)
W efekcie w moich butach zebrałam pokaźną kałużę, spodnie zebrały drugie tyle, do tego przemókł plecak z wszystkim zapasowymi ciuszkami Olafa.
Olaf patrzył na mokry świat zza przeciwdeszczowej folii i pewnie nie mógł się nadziwić dlaczego w taką pogodę zabierają go na zakupy.
To było zdecydowanie nierozsądne. Na szczęście na jego twarzy widziałam uśmiech.
Dotarliśmy do domu, zmęczeni, mokrzy, ale z nowymi klockami, więc teraz deszczowa pogoda nam nie straszna, będziemy budować wieżę, a na spacer niech wyruszą teraz inni.

poniedziałek, 22 października 2007

Telemaniak

Z racji, że wciąż czuję się jak na wakacjach nie czuje jeszcze wyrzutów sumienia gdy marnuje czas na TV. Wprowadziłam nawet pewien rytuał, który na pewno nie jet zdrowy, ale skuteczny. Olaf bardzo ładnie je śniadanie lub kolację przed TV, z reguły ogląda japońskie bajki, których ja też nie rozumiem, więc nasz poziom obczajania jest pewnie podobny. Dziś kolacja była przy filmie dla dorosłych, nie będzie to częste, więc mam nadzieję, że nikt nie poda mnie do rzecznika praw dziecka, czy jego japońskiego odpowiednika. Jeden bohater szczególnie przypadł Olafowi do gustu, murzyn w ziemnych okularach. Każde pojawienie sie na ekranie powodowało przypływ śmiechu i..... kawałki kolacji na mnie, dywanie i sofie.


A pozostałe części dnia upływają nam bardzo miło. Poznaliśmy kilku naszych ziomali, więc jest przyjemnie i raźnie. Udało mi się również poznać kolegę dla Olafa, z którym dziś wspólnie bawili się w świetlicy.
Kilka zdjęć

wtorek, 16 października 2007

Cosmo dzieci

To niesamowite patrzeć jak razem bawią się dzieci rożnych narodowości, o innych kolorach skóry, o innych rysach, innych budowach. Dla nich to nie ma znaczenia, nie potrzebują jeszcze języka aby się porozumieć, znajdują jakiś wspólny język zabawy.

Olaf bawił sie dziś z dziećmi z trzech rożnych kontynentów. Dla niego to nie było nic dziwnego, dla mnie wspaniałe uczucie móc go tam zabrać.
Zrobiłam mu kilka fotek

poniedziałek, 15 października 2007

Ba ba ba ba


Nie da się tego ukryć. Olaf wymawia pierwsze sylaby. To nie jest ani "ma ma", ani "ta ta", tylko "ba ba ba ba ba". Kilka dni temu leżąc na podłodze wśród stery zabawek (tak, tak doleciała do nas przesyłka lotnicza, mimo że nie podałam adresu docelowego, tylko lakoniczny opis) zaczął po prostu mówić "ba ba ba ba". Wieczorem znajomy zaprosił nas na nocną przejażdżkę po Tokyo samochodem, ciężko było nam swobodnie rozmawiać, bo Olaf cały czas wtrącał swoje "ba ba ba ba", hm hm, ciekawe, czy już od teraz zawsze będzie miał coś do powiedzenia?

Jakoś sie aklimatyzujemy. Potrafimy już zrobić zupę miso, sobę, kupić i zjeść kilka nieznanych nam wcześniej warzyw, znaleźć w sklepie to czego potrzebujemy, włączyć pralkę i suszarkę, dojechać metrem tam gdzie chcemy. Chociaż dla mnie wciąż atrakcję stanowią wyprawy z synem z buta w nieznane...


Nasze pożegnanie i pierwsze dni w Tokyo możecie obejrzeć na: http://picasaweb.google.pl/iamzula


I jeszcze zdjęcia od Śliwek

niedziela, 7 października 2007

Inne dzieci?

Do wczoraj byłam zaskoczona. Spędziliśmy już kilka dni w Japonii i nie spotkałam żadnego krzyczącego dziecka. Wszystkie grzecznie leżą w wózkach, śpią, bawią się lub wręcz apatycznie patrzą przed siebie. Przerażało mnie to. Co będzie gdy Olaf dostanie ataku histerii w miejscu publicznym? Zamkną mnie, zrugają wzrokiem? Wczoraj dotarliśmy do dziecięcego sklepu (TOC), gdzie usłyszałam wrzeszczące japońskie dziecko. Uff! Ale ulga. One też to robią. Od razu poczułam się lepiej.

Pewnie nie będę subiektywna, ale nasz Fiziołek jest strasznie dzielny, wszystkie nasze wycieczki znosi dobrze, zaczyna jeść japońskie potrawy ze słoiczków, zaczął pić herbatkę dla dzieci, której my nie możemy znieść, której nawet kolor nie zachęca do picia. Uśmiecha się do wszystkich. Nie wiem, czy widzi różnice w ich twarzach, czy po prostu uśmiechałby się tak samo w Polsce do wszystkich?