czwartek, 8 listopada 2007

Smultron

Tak nazywa się Olafa grupa w przedszkolu.
Olaf po skończeniu 8 miesięcy stał się na tyle dorosły, by chodzić do przedszkola, no z tym chodzeniem, to przesadziłam. Pewnie każda matka pamięta ten dzień bardzo dobrze. Ja na pewno nie zapomnę.
Wczoraj spakowałam wielką torbę (całkiem niedawno pakowałam torbę do szpitala na poród :)), podpisałam rzeczy i rano zawieźliśmy malucha. Gdy opuszczałam salę był w towarzystwie kilkorga dzieci w różnym wieku, trzymała go japońska przedszkolanka, której niestety nie rozumiałam, długo zapamiętam ten jego wzrok. Na domiar wszystkiego szefowa, z którą omawiałam wszystkie rzeczy zaczęła swój urlop, więc telefonicznie uzgodniłyśmy wszystkie, tak nam sie przynajmniej wydawało, sprawy. Co będzie jadł, z czego będzie pił, czy położą go spać, o lubi, czego nie lubi i do tego ustaliłyśmy, że jak coś goes wrong, wywołają mnie przez megafony ze sklepu IKEA. I wyszłam po angielsku (nigdy nie wiem skąd to porównanie się wzięło, macie pojęcie?). Nie słyszałam żadnego płaczu.

Zjadłam śniadanie, wypiłam spokojnie kawę, spędziłam trzy godziny w ikeowskich powierzchniach i po kilkunastu minutach zapomniałam, że ma dziecko. Chyba nawet nie słuchałam komunikatów. Delektowałam sie czasem, czasem dla siebie.
Gdy weszliśmy odebrać Olafa, leżał w bujaczku, wśród materacyków pełnych wiercących się dzieci, które powinny drzemać, ale które, tak samo jak ja kiedyś, nie znoszą leżakowania. Niepłaczący, melancholijny, skupiony na zabawce, ale radosny gdy nas zobaczył. Oooo, jak miło było go przytulić.

1 komentarz:

Grażyna pisze...

O rany! Jak ja też juz bym chciała go przytulić!