niedziela, 29 maja 2011

pada, pada, pada


drugi dzień. praktycznie bez przerwy. Raz mocniej, raz słabiej. Zaprzyjaźniamy się z kaloszkami i parasolem. Idziemy na poszukiwanie kałuż. A ich zawsze jak na lekarstwo. Zawsze się zastanawiam gdzie ta woda ucieka. Czy te studzienki nigdy się nie przepełniają? Niesamowite. Zdarza mi się oczywiście narzekać na Japończyków za ich brak domyślności, czy komplikowanie prostych spraw, ale w kwestiach konstrukcyjnych :) .... chylę czoła.
I tak idziemy z synem przez miasto..., mokrzy wpadamy na kakao, patrzymy na ulubione przez turystów skrzyżowanie na Shibuya pokryte dziś mnóstwem parasoli. "Lubię z tobą być mamo". - słyszę i przytulam go mocno. Ponad pół godziny bawimy się w "kto znajdzie ludzika bez parasola".
Wracamy, deszcz pada przez całą noc.

1 komentarz:

Grażyna pisze...

heh..:) Małe dzieci - mały kłopot, duże dzieci - duży kłopot:)