wtorek, 4 grudnia 2007

W domu

O jak miło. Po dwóch miesiącach wróciłam do naszego domku, na trochę, na kawę, na święta. Jest mi tu błogo. Chyba jednak tęskniłam. Za ludźmi, zwyczajami, nie za pogodą. Przeżyliśmy znośnie podróż, Olaf był dzielny, grzeczny, zjadł tylko jedną gąbkę od słuchawki…. Później przyleciałam tylko z synkiem do W-wy, zostawiając D na lotnisku w Monachium. Nienawidzę naszych rozstań.
Ojczyzna przywitała mnie zimnem, na szczęście bliscy powitali bardzo ciepło.
Przez kilka kolejnych dni będę pić karmi, inkę, chronić się przed zimnem i nadrabiać zaległości towarzyskie.

A Olaf znowu buszuje po naszych "kapryśnych" kątach z tą różnicą, że teraz nie tylko turla się po podłodze, ale raczkuje z prędkością światła po całym naszym metrażu. Od wczoraj samodzielnie podciąga się i stoi oparty o sofę, upada i znowu się podciąga i tak powtarza, aż do znudzenia, ciesząc sie z każdego osiągnięcia.
A ja obserwuję i oczom nie wierzę.

Brak komentarzy: