piątek, 31 sierpnia 2007

Zaczęło się

O Boże chyba zaczynamy się pakować. Na razie większość organizacyjnych spraw dzieje w głowie, ale już pojawiły się kartony, robimy różne kupki rzeczy: kupka pt. „jedzie z nami”, „nie jedzie, czyli gdzieś zostaje”, i trzecia: „nie ma zielonego pojęcia, czy to jedzie, czy zostaje”. Teraz widzę, jak człowiek obrasta w rzeczy, muszę zacząć pozbywać się ich. Ma ktoś może ochotę na kilogramy śrubek, szufladę żarówek, półkę segregatorów, piramidę notesików, walizkę garniturów, suknię ślubną, czy stertę marketingowych pism?

W tym wszystkim żyje Olaf, który raczej nie wie co rodzice szykują dla niego. Pewnie myśli, że to taka fajna zabawa. „Zabawa w pakowanie domu” – ciekawe ile razy w ciągu życia człowiek ma silę w to się bawić? Całe to zamieszanie na szczęście nie zasłoniło nowych osiągnięć Olafa – 29 sierpnia leżał na swoim leżaczku i nagle poderwał się i usiadł, jakby to było coś, co robił od dłuższego czasu. Pogratulowałam mu głośnym „Brawo! Brawo!", a on odwzajemnił się pięknym, wciąż bezzębnym uśmiechem.

A wczoraj postanowiłam, że Olaf jest już na tyle duży by zaczął zwiedzać "kulturalne miejsca". Był z Babcią i Mamą w muzeum Marii Curie-Skłodowskiej, chyba nie wiele zrozumiał, ale poczuł smak naukowego życia. Niestety muzeum nie jest przyjazne matkom i babciom - trzeba wtachać wózek na pierwsze piętro, a później go zostawić w holu i zwiedzać z ośmiokilogramowym dzieckiem na ręku, bo cytuję: "wózkiem po muzeum nie jedźmy". Mimo tych PRL-wskich klimatów uważam wypad za udany.

Brak komentarzy: